Tusze od Lily Lolo

Nie lubię testować nowych tuszy. A wszystko dlatego, że od paru lat mam swój ulubiony i używam go non stop. Żaden nie potrafi go przebić. Jeśli już go zdradzam to jednorazowo. Raz maluje się jakimś tuszem, myślę, że jest ok, ale lepiej jest z tym moim, i tak leży. Z tymi od Lily Lolo miało być podobnie. No, a nie jest.


Czarne, mocno (naprawdę mocno) wytuszowane rzęsy to mój must have. Mogę nie użyć broznera. Czasami nawet rezygnuje z podkładu. Ale jednak co tusz to tusz. Dobrze podkreślone oko to moja "gwarancja" makijażu. Jeśli jakiś tusz mnie nie zadowoli chociaż minimalnie przy pierwszym użyciu, raczej nie dam mu drugiej szansy. O tuszu od Lily Lolo słyszałam już wiele. Widziałam efekty na blogach, googlowałam go... i zawsze mnie ciekawił. Mówię tu o wersji "starszej", Natural Mascara. Następnie do oferty został wprowadzona "opcja" Big Lash Mascara. I wtedy naszła mnie myśl, aby wypróbować obie wersje.

Dodam, że moje rzęsy nie są na żadnych sterydach. Odstawiłam różnego rodzaju sera i odżywki w czerwcu tamtego roku, ponieważ na wakacje postawiłam na sztuczne rzęsy. Po trzech miesiącach noszenia "doczepek" i brak "sterydowania" ich, moje rzęsy wyglądały dość marnie. Nie wróciłam do wspomagaczy i poczekałam aż moje rzęsy się zregenerują. Przez ten czas wyklinałam na nie dość mocno. Jednak dzisiaj jestem znowu z nich zadowolona! A dobry tusz do rzęs tylko podkreśla ich piękno.


Właśnie, dobry tusz do rzęs. Jak wspomniałam wcześniej, mało kiedy tusz mi pasuje. Zbyt mało czarny, zła szczoteczka, mało efektowny. Lily Lolo kocham, ubóstwiam i... trochę bałam się, że mnie zawiedzie. Pierwsza aplikacja jednym i drugim tuszem nie była zbyt udana, ale i tak było ok. Zaciekawiły mnie te produkty. Odłożyłam na chwilę zmyślą "będę używać wtedy, gdy nie będę potrzebować efektu wow". Trochę o nich zapomniałam, po czym potrzebowałam właśnie czegoś lekkiego, tak by wyskoczyć do pracy. I wiecie co? WOW.


Tusze bardzo dobrze zgęstniały. Mają podobną formułę, bardzo czarną. Różnią je przede wszystkim szczoteczki. Natural Mascara ma dość klasyczną, niezbyt szeroką, włochatą. Taką jakie lubię najbardziej. Natomiast Big Lash Mascara to już bardziej kombinowana szczota, szersza. Troszkę trudniejsza w obyciu.


Ciężko mi się zdecydować który z nich wolę. Natural to bardzo mocny zawodnik, który pięknie pogrubia rzęsy, wydłuża je. Natomiast Big Lash trochę mniej pogrubia, ale za to tworzy z nich wachlarz. Pięknie je wyciąga z zewnętrznego kącika oka, przedłużając linię rzęs. Sami zobaczcie:

 (kolejno: bez tuszu, jedna warstwa, dwie warstwy)

Obydwa tusze świetnie się trzymają, nie osypują. Nie są to idealni partnerzy podczas demakijażu. Musimy dobrze je rozpuścić, by puściły. Jednak dzięki temu są trwałe. Osobiście lubię gęste konsystencje, więc dopiero jak zgęstniały to potrafiłam z nich wydobyć to co chcę. Są wspaniałym rywalem mojego ulubionego tuszu, sięgam po nie bardzo chętnie. I już nie tylko na co dzień. Teraz to one są od zadań specjalnych.


Lily Lolo po raz kolejny mnie nie zawiodło. Zarówno Natural Mascara, jak i Big Lash Mascara to doskonałe propozycje, które sprawdzą się nie tylko u fanek mineralnych kosmetyków. Są mocno czarne, dobrze trwałe i łatwe w użyciu. Osobiście uwielbiam tego typu, włochate szczotki, a nie akceptuje silikonowych. Czego chcieć więcej? Tylko używać i cieszyć się z dobrej jakości produktu.


Zobacz też:


10 komentarzy:

  1. OMG, efekt niesamowity! Jestem pod wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię również mocno podkreślać rzęsy, te tusze przypadły by mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowne produkty :D podobają mi sie efekty

    OdpowiedzUsuń
  4. Efekt jak po sterydach ;) U mnie też najważniejszy jest dobry tusz. Pamiętam, że tp od niego zaczynałam swoją przygodę z makijażem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mam tusz w wersji Natural Mascara i spisuje się świetnie, efekt jest faktycznie widoczny tak jak u Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie efekt WOW! Super to wygląda. Sama zresztą również stawiam na rzęsy - mogę nie mieć podkładu czy różu ale tusz do rzęs musi być;))
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiedziałam, ze Lily Lolo ma tez tusze, cudo!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie przetestowałabym te tusze, bo efekt naprawdę robi wrażenie :D
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Mascary Lily Lolo jeszcze nie miałam, ale ich minerałki uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz znaczy dla mnie bardzo wiele. Dziękuję ♥
Chętnie Cię odwiedzę. Nie mam nic przeciwko zostawianiu linka do Twojego bloga w komentarzu, ale i bez tego bez problemu Cię znajdę. :)

@templatesyard