Trójka wspaniałych od Lily Lolo

Jak mówi przysłowie "nie wszystko złoto co się świeci", tak ja tworzę własne - to o Lily Lolo. Wszystko to co Lily Lolo to złoto. Nie dość, że człowiek nastawia się na świetny produkt, a z nastawieniami tak bywa, że zwykle rozczarowuje, to tutaj jeszcze pozytywniej zaskakuje. W moje ręce trafiły kolejne produkty do konturowania tej firmy i po raz kolejny muszę Wam o nich wspomnieć słów kilka.


 Miejsc na podium mamy trzy, jednak wszystkie z przedstawianych tutaj kosmetyków zasługują na to najwyższe. Mamy remis. A w starciu, ale też współpracy, stanęły trzy piękne kosmetyki mineralne - Illuminator Rose, Illumnator Bronzed oraz Pressed Bronzer Miami Beach. Cała trójka pochodzi ze sklepu Costasy.


Zacznijmy opowieść od mojego najcudowniejszego cudeńka świata - rozświetlacza Rose. Gdybym potrafiła to pisałabym o nim wiersze, serenady i pieśni. Dawno nie miałam tak pięknego kosmetyku - nie tylko z wyglądu, bo Lily Lolo opakowania ma bardzo eleganckie, minimalistyczne, ale wyróżniającego się wspaniałym wnętrzem. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, nie mogłam oprzeć się pokusie aby go dotknąć. A ja mam tak, że nie dotykam czegoś dopóki nie zrobię zdjęć. No i trochę wypalcowałam, co pewnie trochę widać na zdjęciach. Drogie Panie - znalazłam idealny różowy rozświetlacz. Jego blask jest nieziemski, jego pigmentacja aż zawstydzająca. Ideał nad ideałami. Żadnych brzydkich, zbyt różowych tonów. Nie świeci się jak na dyskotece. Jest delikatny, subtelny, a zarazem wystarczający. Zachwycił, oczarował. Jednak nie mamy remisu. On wygrywa wszystko.


Prasowany bronzer w odcieniu Miami Beach to już mój drugi bronzer tej firmy. Tym razem postawiłam na coś trochę delikatniejszego, ale nadal dobrze widocznego. Bardzo dobry odcień, nie zbyt pomarańczowawy, nie zbyt chłodny, ziemisty.  W sam raz! Pigmentację mogę stopniować, dzięki czemu nadaje się i na szybko, gdy tworzę makijaż na miasto, i na większe wyjście gdy potrzebuję odrobinę więcej gry cienia.


Ależ czym byłaby opalenizna bez bronzowego rozświeltacza! Illuminator bronzed się kłania nisko! Bardzo niedoceniany kosmetyk - bronzer z drobinkami. A nawet nie wiecie ile on potrafi, zwłaszcza, gdy jesteśmy brązowiutkie. To on najlepiej wydobędzie i podkreśli opaleniznę, bez dodawania sztuczności. To on zagra pierwsze skrzypce w tym makijażu. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to kosmetyk dla osób bladych. To jest hit każdej opalonej buzi.


Po raz kolejny, dzięki tej trójce, zakochałam się w Lily Lolo i ich mineralnych kosmetykach. Zdobyli moje serce po raz enty, po raz enty muszę powiedzieć, że są tu moje ideały, besty i hity. A najlepsze jest to, że mineralne prasowane kosmetyki starczają na naprawę długo, są maksymalnie wydajne i praktycznie, przy normalnym stosowaniu, nie ma szans ich zdenkować. Wiecie co to oznacza? Że będę pławiła się w ich luksusie póki śmierć nas nie rozłączy... Albo póki nie padną ze starości ;)

Kosmetyki Lily Lolo dostępne są w sklepie Costasy.


6 komentarzy:

  1. Ja jeszcze nigdy nie miałam Lily Lolo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam jeszcze okazji sie z tym spotkac :O

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/08/poprawa-pamieci-podczas-czytania-twoja.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam jeszcze kolorówki tej marki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz bardziej kusi mnie coś z tej firmy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślałam o zakupie rozświetlacza Rose. Dziekuję za ten wpis. Już nie myślę, tylko kupuję :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz znaczy dla mnie bardzo wiele. Dziękuję ♥
Chętnie Cię odwiedzę. Nie mam nic przeciwko zostawianiu linka do Twojego bloga w komentarzu, ale i bez tego bez problemu Cię znajdę. :)

@templatesyard